ZIELONYM DO GÓRY

DLACZEGO JAROSŁAWSKI RYNEK JEST BEZ ZIELENI?

Człowiek, brnąc przez życie, obija się między fizyką a urojeniami, ale rzadko przychodzi mu do głowy, że jest poddawany twórczemu smażeniu na rusztach bytu codziennego. Kto smaży? A ci, co mają dostęp do mediów. Czasem i mnie się zdarza. To taka gorzka refleksja, ale po kolei.

Staraniem władz, Jarosław otrzymał pieniądze na remont rynku. Zaistniała więc szansa na gruntowne unowocześnienie placu, zarówno pod względem inżynieryjnym, jak i architektonicznym. I wszystko byłoby akurat, gdyby nie pomysł na pominięcie drzew. W latach, kiedy powstawał projekt, panowała w Polsce maniera na betonowanie lub kamienowanie starówek. Oberwało się też naszemu miastu, bo „zielone” sprowadzono do rangi symbolu. Dlaczego? No bo skoro trend, to po co się wysilać, prawda? Gdy mieszkańcy zorientowali się, co się szykuje, w rynku dla zieleni nie było już ratunku. Rok temu, atakowany w mediach burmistrz bronił się, że koncentrował się na pozyskiwaniu kasy, zatem zieleń mogła mu myknąć. Ale dziś, nieświadomie, pomocną dłoń magistratowi wyciągnął portal Naszemiasto.pl. W swoim artykule Klaudia Oronowicz przekonuje, dlaczego na rynku nie może być drzew. Otóż większych bzdur trudno sobie wyobrazić. Autorka poprosiła ratusz o informacje, więc rzecznik prasowy burmistrza, pani Iga Kmiecik przesłała jej sprytnie spreparowany pasztecik. Czytamy w nim, że brak zieleni, to dla dobra rynku, ponieważ: „wprowadzając zieleń na płycie rynku w postaci nasadzeń drzew w gruncie, doprowadzilibyśmy do penetracji wody i korzeni w głąb, wprowadzając zagrożenie dla zabytkowych piwnic, doprowadzilibyśmy do dalszego upłynnianie lessu (…) stworzylibyśmy zagrożenie dla kamienic, których fundamenty niejednokrotnie powiązane są z piwnicami”. Czyli sadzimy drzewa – walą się kamienice! Pani Iga powinna pisać skecze kabaretowe, a nie wprowadzać w błąd ufną, młodą dziennikarkę. No to wyjaśnijmy raz jeszcze: Dr Janusz Mazurek, specjalista od roślin miejskich podaje, że drzewo liściaste o wysokości 10 m, w ciągu doby potrafi średnio „wypić” ponad 200 l wody. Drzewa zatem są wielkimi pompami osuszającymi grunt. Pobierają wodę z gleby i transmitują ją do liści, gdzie jest ona odparowywana. Nie w dół, tylko w górę, bo naczynia kapilarne roślin tak właśnie działają. Czy pani Iga była na wagarach, gdy o tym mówili nauczyciele na lekcjach biologii i fizyki?

Na jarosławskim rynku można posadzić las. Owszem, jest kilka miejsc, gdzie podziemne sklepienia usytuowane są dość wysoko, ale to są wyjątki. Jeśli posadzić dąb 10 cm od muru, to korzenie zaczną sobie ten mur traktować po swojemu, wiadomo. Czyli można sadzić, ale rozsądnie. Miejsca bezpiecznych nasadzeń łatwo namierzyć za pomocą georadaru. Jest to urządzenie montowane na wózku, jak kosiarka, które prześwietla warstwy ziemi. To takie USG, tyle, że radiowe. Usługa tania, jeden dzień pracy by wystarczył. Poza tym, nie wszędzie trzeba sadzić sekwoje. Dawniej nie stosowano systemów osuszania, melioracji i odwadniania, a jednak chałupy były suche. Dlatego, bo były obsadzone drzewami. Są setki gatunków krzewów i drzew, których systemy korzeniowe nie przeszkadzałyby infrastrukturze rynku. Wystarczyło pomyśleć, wystarczyło chcieć. Byłoby zielono, byłaby stabilizacja wilgoci w glebie, byłyby ptaki, cień, tlen, mniej CO2, byłoby przyjemnie. Ale nie jest. Więc teraz, by zachować twarz, fantazjuje się o „penetracji korzeni” i „upłynnieniu lessu”. Sprowadzanie ciężkiego, gąsienicowego sprzętu wojskowego na płytę rynku, albo ciężkiej, gigantycznej huśtawki, powodującej drgania nawet kamienicy Orsettich, nie budziło obaw burmistrza miasta. Ale korzonki roślin są już zagrożeniem dla rynkowej starówki.

I jeszcze słowo do załogi ratusza w Jarosławiu: Drzewa osuszają glebę, ale pod warunkiem, że je sadzimy zielonym do góry! Pamiętajmy: Zielonym do góry! …

 

Scroll to top