JAROSŁAWSKIRYNEKPOREMONCIE
Jarosławski rynek dzisiaj, czyli na zaawansowanym początku XXI wieku. Rynek wymarły. Jakby po inwazji strzyg Ściany Wschodniej. Jakby po epidemii turbo Covida. Ani jednego autka. Lub jednego przechodnia szukającego tego autka. NIC. A jeszcze kilka lat temu, to miejsce tętniło życiem. Dziesiątki wypucowanych, kolorowych samochodów, też kolorowe szyldy nad sklepami, ludzie noszący swoje sprawunki, zatrzymujący się by się pozdrowić lub zwyczajnie pogadać. I powtórzę: NIC. Żeby choć jakaś koza przypięta sznurkiem do tych pasiastych wazonów zmajstrowanych w stylu prymitywizmu szlachetnego. Chociaż przykład z kozą jest słaby, bo Straż Miejska by taką od razu wyekspediowała do jakiegoś przytułku. Tak, czy siak, z kozą, czy bez, jarosławski rynek stał się makietą w skali 1:1. To zdjęcie zrobiłem czekając na pizzę, którą mi piekli w Centurionie. I doprawdy nie wiem, czy nie złamałem przepisów, bezmyślnie wchodząc na płytę tej makiety …
25.11.2023r.