4.12.2015r.
JAROSŁAWSKI RATUSZ SPRZĄTA ZAWIANYCH
Jak wielką wartość ma dobra i szybka informacja, przekonałem się właśnie kilka dni temu. W dobie podsłuchów i nagrań przy kotlecie postarałem się o swoją własną, nawet osobistą wtyczkę w Radzie Miasta. I przyznam się, działa doskonale, choć trochę z opóźnieniem. Dowiedziałem się bowiem wczoraj, że Jarosław ma nowego burmistrza. Druga wiadomość to była ta, że tego burmistrza już mamy od jesieni ubiegłego roku. Wiem, trochę późno, ale za to treściwie. W każdym razie nowy burmistrz jest i nie moja to wina. Zresztą zasługa też nie.
W swoich wypowiedziach przed wyborami, kandydat pan Waldemar Paluch obiecał, że zlikwiduje straż miejską. Później jednak dodawał, że po konsultacji społecznej, a zatem warunkowo. I słusznie. Pulsują więc w mieście emocje: zlikwiduje – nie zlikwiduje, wyjdą – nie wyjdą (z ratusza). I nie dziwota, bo wielu mieszkańców odnosi wrażenie, że utrzymywanie straży służy jedynie tym 16. zatrudnionym osobom, bo dzięki temu mają pracę. Już po krótkim zastanowieniu się nad problemem, stawiamy sobie godne Szekspira pytanie: Ma zlikwidować, czy też podjąć mądrą decyzję? Ktoś powie: „Niech by się wcześniej nad tym zastanawiał”. Odpowiem: „Pewnie się zastanawiał, ale jako amator, nie mając potrzebnych danych do podjęcia optymalnej, wyważonej decyzji”. Dlatego nie upierałbym się i nie żądał usunięcia straży tylko po to, by zadość uczynić obietnicy. Czekam na mądrą decyzję i tyle.
Puki co przyjrzyjmy się może dwóm funkcjom SM. Weźmy więc taką misję SM odwożenia do domu egzemplarzy nietrzeźwych, zagrażający sobie lub innym. Nie, nie. Nie pomyliłem się, tak jest napisane w ustawie: DO DOMU. Czyli do domciu. I bardzo słusznie. Władza powinna mieć przyjazny stosunek do obywatela, a nawet ten stosunek powinien być w miarę pieszczotliwy. Dla tego wszyscy mieszkańcy tego smutnego miasta powinni nosić na szyi tzw. smycze z adresem zamieszkania i numerem telefonu osoby bliskiej. Pan strażnik widzi zygzakującego Jarosławianina, podchodzi doń z dobrodusznym uśmiechem i mówi: „Panie Kaziu, to co, jedziemy”? Pan Kaziu na to: „Załałempałe… i ch*j”! Ale strażnik odczytuje ze smyczy numer telefonu małżonki pokrzywdzonego i telefonuje:
-
Dzień dobry pani. Z radością informuję panią, że za chwilę przywieziemy pani męża do domciu. Nie, jutro nie, musimy dzisiaj, za 15 minut. Czy może pani przygotować pościelone łóżko? Też kawę z ekspresu no i jakieś bambosze?
Strażnicy delikatnie wkładają pana Kazia do auta, włączają koguty, puszczają z megafonu Marsza Triumfalnego G. Verdiego i zawożą bidulka na miejsce godnego wypoczynku. Piękne – prawda? Że przesadzam? No tak, na razie wożą bez marsza, ale jest już blisko. Wysoko procentowe społeczeństwo potrafiło sobie zapisać w ustawie wożenie zamroczonych do domciu, to i niechybnie dopisze sobie muzyczkę, wszak to muzykalne społeczeństwo, tylko poczekajmy.
Kiedyś w Rzeszowie znajoma będąc wysoko w ciąży, zapytała strażnika miejskiego, czy by ją nie podwiózł do domu, bo się źle poczuła. Odpowiedział, że oni nie wożą, mogą natomiast zadzwonić po pogotowie lub taksówkę. Na taksówkę się nie doczekała i dobrnęła do mieszkania z zakupami pieszo. A głupia – wystarczyło obalić jedno wino, to by ją podwieźli bez łaski.
Nie wozić? Przecież zachlany może wpaść pod samochód, choćby. Ależ oczywiście, że wozić, ale nie za darmo. Przynajmniej za cenę taksówki. I za każde obelżywe słowo 50zł na paliwo dla straży. A jeśli nie, to zlecić tę robotę Zakładowi Oczyszczania Miasta. Na razie bez utylizacji.
Ale przyjrzyjmy się innemu zadaniu SM, mianowicie „czuwaniu nad porządkiem i na kontroli ruchu drogowego”. Przejeżdżałem niedawno uliczką przy pl. Św. Michała, za plecami onegdajszego biednego „Wani”. Uliczka zastawiona ciasno autami mimo, że zakaz zatrzymywania się stoi jak holenderska krowa. Szczęście, że toczyłem się wolniej od alpejskiego piechura, bo kobieta, która wyszła ze sklepu prosto pod maskę, tylko klepnęła mi auto. Poirytowany zaczepiłem przechodzącego sobie strażnika i zapytałem jak to jest z tym wolnym parkowaniem w miejscach zakazanych. Usłyszałem wywód, który należałoby zakwalifikować do filozofii spekulatywnej, gdzie mimo dobrej polszczyzny funkcjonariusza, żaden z nas nie wiedział o co w nim chodzi. Mój Wtyczka usiłuje mi wytłumaczyć, że strażnicy miejscy są pracownikami burmistrza i wykonują jego polecenia. No dobra, ale jak to burmistrz może zabraniać funkcjonariuszowi wykonywania jednego z podstawowych jego obowiązków? Jak to możliwe? Jeszcze mogę zrozumieć (choć i tak nie pojmę), że podczas kampanii wyborczej, były burmistrz zakazał sprzedawać mandatów, by nie wkurzać wyborców. Ale teraz to nie znam żadnej logiki. Przecież decyzja postawienia tam znaku nie wzięła się ze snu. Przecież pracowała nad tym specjalna komisja złożona z ludzi, którzy na tym się znają zawodowo. Którzy wzięli pod uwagę wszelkie możliwe okoliczności, potrzeby i możliwości wynikające z tego ograniczenia. Dlaczego zatem SM z premedytacją dopuszcza do uciążliwości i tworzenia zagrożenia z powodu lekceważenia prawa? A może po prostu zmienić nazwę znaku z ZAKAZ ZATRZYMYWANIA SIĘ, na bardziej adekwatną w Jarosławiu – ZAKAZ ZATRZYMYWANIA SIĘ CHYBA, ŻE BURMISTRZ UWAŻA INACZEJ? I wówczas na pewno nie będę się czepiał.
Czyli likwidować, czy też nie? Oczywiście, że nie. Ale pod warunkiem, że wydane pieniądze będą pożytkowane bardziej racjonalnie, że wzmocnione zostanie przede wszystkim bezpieczeństwo mieszkańców. Czyli zlikwidować usługi transportowe i asysty policji, rozszerzyć monitoring miasta i przenieść aktywność straży z godzin pracy administracji na godziny wieczorne i nocne. W dzień jest o wiele bezpieczniej niż w nocy. W dzień są setki ludzi na ulicach i zawsze ktoś może innemu pomóc lub wezwać odpowiednie służby. Nocą sytuacja jest odwrotna: pusto i głucho, strach przejść ulicą, strach się obejrzeć.
Dziś jeszcze nie wiemy co zrobi burmistrz. Ja w każdym razie na wszelki wypadek, od sierpnia, w każdy weekend wkładam dobrze opisaną smycz na szyję, a mięciutkie bambosze czekają na mnie na schodach – wszystkiego dobrego!