CZY W BIESZCZADACH MOŻNA W LAKIERKACH?
Ostatniej soboty zaplanowałem sobie wejście na Smerek. Pogoda wyborna, weekend w pełni, no to w drogę. Wyszedłem z Wetliny. Spodziewałem się sporego ruchu na szlaku, ale było do wytrzymania. Szedłem sobie dziarskim krokiem i zrazu zauważyłem, jacy to ostatnio miłośnicy Bieszczadów są sympatyczni.Uśmiechali się do mnie, nawet dwa razy zrobiono mi zdjęcie. Jacyś młodzi ludzie, jakby studenci, dogonili mnie i zapytali, czy mogą się ze mną sfotografować. Oczywiście pozwoliłem, ale zaskoczony byłem i to bardzo. Pytali mnie dokąd idę, gdy powiedziałem, że na Smerek, z szacunkiem pokiwali głowami. Pomyślałem sobie, że widocznie mój ekwipunek robi takie wrażenie, bo spodnie, bluza, plecak i kije, wszystko markowe. Widać ludzie znają się dzisiaj na turystyce. Do tego duży aparat fotograficzny. Po przejściu półtora kilometra zatrzymałem się by kupić bilet na wejście na szlak. Pochyliłem się by wyjąć drobne ze swoich markowych spodni i o zgrozo… Na mych stopach, w sobotnim, bieszczadzkim słońcu, lśniły czarne lakierki marki Ryłko! Nie potrafię opisać tego, co się ze mną wówczas działo. Jedynie napiszę, że wolałbym pojawić się tam zupełnie nago. Połowę drogi do auta biegłem w nadziei, że wówczas będzie trudniej zauważyć moje buty. Dopadłem samochodu i się przebrałem.
Jak to się stało? Po prostu wychodząc z domu ubrałem buty, które miałem pod ręką, a wychodząc z auta na szlak, zapomniałem się przebrać. Mam tylko nadzieję, że w sieci nie pojawi się zdjęcie z bieszczadzkiego szlaku z idiotą w lakierkach …
Zdrówka!