POŻAR LASU W BESKIDZIE SĄDECKIM
25.10.2019r.
Ładna pogoda, kolorowa jesień, no to wybrałem się na spacer po Beskidzie Sądeckim. Nocowałem w schronisku „Bacówka Nad Wierchomlą”. Warunki jak to w schronisku górskim, ale za to doskonałe grzane wino. Jednak przed degustacją trunku, a właściwie trunków, wybrałem się na spacer w kierunku Pustej Wielkiej. W połowie drogi zauważyłem wydobywające się ze ściany lasu kłęby dymu. Z daleka myślałem, że to jakiś jęzor mgły, ale szybko okazało się, że nie. Słychać było trzaski palących się gałęzi i skwierczenie szpilek świerków. To był pożar lasu. Szczęście, że dość silny wiatr wiał w kierunku brzegu lasu, a nie odwrotnie. Miałem więc pewność, że do szybkiego rozprzestrzenienia ognia nie dojdzie. Zadzwoniłem na 112. I teraz proszę o uwagę:
-Dzień dobry, Zbigniew Polit, jestem w połowie drogi między Pustą Wielką a schroniskiem „Nad Wierchomlą”, pali się las.
– Głos: – Jaki las?
– Nie wiem, chyba szpilkowy.
-Jaki duży pożar?
-Nie wiem, nie mierzyłem, może kilka arów.
-Jaka gmina?
-Nie mam pojęcia, jestem turystą.
-To jak to, jest pan tam, a nie wie jaka gmina?
-Ja nie wiem, ale pan może się dowiedzieć.
-Nie, ja też nie wiem.
-Określiłem panu jednoznacznie miejsce pożaru, podałem 2 nazwy geograficzne, których więcej w Polsce nie ma, to może się pan wysilić i określić jaka to gmina.
-Przyjąłem.
Moje zgłoszenie zostało przyjęte w momencie, gdy miałem prosić o połączenie z kimś bardziej rozgarniętym. Na wszelki wypadek zgłosiłem to na 998. Wysłano 6 samochodów gaśniczych z okolicznych miejscowości. Jakiś idiota podpalił siano zalegające przy lesie na powierzchni cirka 15 x 15 metrów. Gdyby wiatr wiał z kierunku o 90 stopni kątowych w prawo lub w lewo, byłby pożar nie do ugaszenia. Miejmy tylko nadzieję, że prokurator skutecznie ostudzi zapał piromana…