CYNIZM JAROSŁAWSKICH RADNYCH
To, co się ostatnio wydarzyło na sesji Rady Miasta Jarosławia, to już nie kabaret, ani wodewil wystawiony w sędziwym ratuszu. Mam na myśli moralne świństwo, które uczyniono dwóm jarosławskim radnym.
I od razu zastrzegam, że nie po drodze mi z tymi panami. Mam do nich osobisty żal, a nawet spore pretensje. Gdy 4 lata temu opracowałem i przygotowałem szeroki program walki z zanieczyszczeniem powietrza na poziomie miasta, zaproszono nas, czyli stowarzyszenie ORKA, na posiedzenie komisji infrastruktury, którą prowadził pan Marcin Nazarewicz. Ponieważ obiecano nam, że jeśli nasza prezentacja się spodoba, to zostaniemy zaproszeni na sesję rady, spotkanie przygotowałem nad wyraz ambitnie. Ściągnąłem specjalistów z AGH, zebrałem olbrzymią ilość wiedzy na te tematy, ponad godzinne wystąpienie bardzo się wszystkim podobało. Gratulowano nam i wykazywano spore zainteresowanie i aprobatę. Niestety, zaraz po tym szef RM, pan Szczepan Łąka przestał odpowiadać na moje maile i odbierać telefon. Natomiast mimo mych publicznych apeli, nikt z radnych nie pisnął słowem, by sprawę poprowadzić dalej. A mogliśmy pociągnąć za sobą inne miasta, mógł by to być ważny dla środowiska program. Ale trudno. Dziś obaj panowie zostali przez RM w sposób bezceremonialny wykopani z ważnych funkcji: z szefa właśnie komisji infrastruktury wyrzucono pana Marcina Nazarewicza, zaś funkcję wiceprzewodniczącego RM odebrano panu Wiesławowi Strzępkowi. I jak się domyślam, w historii polskiej samorządności, akcji w podobnym stylu jeszcze nie było.
Stalinowski prokurator A.Wyszyński miał kiedyś powiedzieć: „Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie”. Jarosławscy radni poszli jednak dalej. Osądzili i wyrzucili z funkcji swoich kolegów bez podawania przyczyny. Jak mówili: – Bo mamy prawo (sic!). UB starało się zachowywać pozory, więc wymyślało powody i preparowało dowody. Dziś radni w Jarosławiu nawet na to się nie wysilili. Jarosław Litwiak uzasadniał wniosek o wykopanie słowami: – Na ostatnich 2 sesjach styl nie sprzyjał współpracy (sic!). Żadnych konkretnych argumentów. Żadnego ostrzeżenia, informacji, prośby do radnych, by zmienili ów „styl”, by się zachowywali „właściwie”. Nic. Cisza.
Akcję tę przeprowadzono, gdy pana Wiesława Strzępka na sesji nie było. Ktoś z radnych prosił, by zaczekać do czasu, gdy radny będzie, ale Szczepan Łąka skwitował, że nie wiedział, że go nie będzie. A to, że już się dowiedział, to przecież nieważne.
Machina działała jak pluton egzekucyjny. Cokolwiek by ktoś z radnych nie powiedział, nie wyraził wątpliwości, pluton stawiał krok ku wykonaniu wyroku. Pyta pan Marcin Nazarewicz: – Dlaczego? Odpowiada radna Dorota Batiuk-Jankiewicz: – Nie podoba nam się i mamy prawo! Ktoś z radnych punktował, że przecież niedawno uchwaliliśmy głos przeciwko hejtowi, że obowiązuje nas kultura obrad. Ale co tam takie dyrdymały, skoro trzeba wykonać robotę? Radny: – Proszę mi wyjaśnić dlaczego? Na co szef RM: – Nie teraz takie pytania. I do tego już nie wrócił. Zaś słowa innego radnego: „ Uważam, że należy się wstrzymać”, zabrzmiały jak hop hop w głuchym lesie…
-
Ale za co?
-
Pod ścianę!
-
Ja tylko chciałem wiedzieć…
-
Pod ścianę!
-
Niczego złego nie zrobiliśmy…
-
Pod ścianę!
-
Byliśmy tylko przeciw wysokiemu zadłużeniu miasta…
-
Pod ścianę!
Wyjątkowo smutne wrażenie zrobił też radny Jarosław Litwiak. Jako samorządowy żółtodziób zakpił sobie z radnego Wiesława Strzępka, cytując słowa piosenki: „Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść”. A pamiętajmy, że pan Wiesław po pierwsze nie jest nastolatkiem, po drugie w samorządzie pracuje już ponad 30 lat, zatem od początku, no i po trzecie, to on uczył wszystkich w Jarosławiu samorządności, z panami Szczepanem Łąką i burmistrzem Waldemarem Paluchem na czele. Teraz jakbyśmy słyszeli: Murzyn swoje zrobił, więc adieu!… Każda decyzja radnego powinna być nakierowana na dobro miasta. Tutaj nie dość, że Jarosław nic nie zyskał, to jeszcze nadszarpnięto miastu wizerunek. Radna Dorota naciskała, że rada ma takie prawo i szlus. Zapomniała tylko, że poza prawem, czasem też wypada być człowiekiem.
A o co poszło? Myślę, że to manifestacyjny brak zgody obu panów na wzrost opłat i zadłużenia miasta, tak mocno wkurzył burmistrza, by nie użyć dosadniejszego słowa. Na tyle mocno, że „zainspirował” radnych do pokazania kolegom, gdzie raki zimują. I przy wyrazistej mentalności burmistrza, a przy mulastej radnych, osiągnął, co zamierzał. Burmistrz wygrał z poprzednikiem Andrzejem Wyczawskim głównie dlatego, że zarzucał mu zadłużenie miasta. A to, że dziś ten dług jest niebotycznie większy, że nie wiadomo kto i z czego będzie go spłacał, to już pikuś; ważne przecież, by się załapać na kolejną kadencję, a potem jakoś to będzie.
A teraz podkręćmy troszkę potencjometr wyobraźni. Niedługo święta, usatysfakcjonowany zranieniem kolegów burmistrz, jak zawsze w kwiecistych słowach, będzie wszystkim życzył „pięknych świąt” przy kolorowej choince. Gdyby obłuda miała głos, to z Jarosławia by ją na Księżycu słyszeli …
7 grudnia 2022r.