JESTEM W DOMU WYKORZYSTYWANY
19.08.2020r.
Muszę, choć serce boli, poskarżyć się na żonę. Tak, na tę moją, którą sobie zaślubiłem przy aprobacie kierownika USC i księdza. Nawet trzech, bo się skrzyknęli dominikanie.
Nic takiego się nie dzieje, ale jednak boli. No bo tak, moja osobista żona wpadła w jakiś rytuał, manię, czy amok, cholera wie jak to nazwać. Co dziennie jedzie do miasta, do rolników i skupuje ogórki, czosnek, te takie, no wiecie – chabazie i słoje, jakby ich mało w domu było. Potem to wszystko myje, kroi, pakuje do słoików, leje wodę, soli i zakręca. I nic by w tym takiego złego nie było, bo w końcu to dla dzieci i wnuków. Gdyby nie to, że ja to wszystko potem muszę znosić do piwnicy. I to do tej dalszej, bo tam sobie zrobiła składzik. Czy mój wysiłek zostaje doceniony? A gdzie tam! Jestem darmowym tragarzem domowym, kurka wodna. Jeszcze raz: Kurka wodna …