NA WŁASNE BARKI WZIĄŁEM TRUD PIECZENIA SERNIKA NA ŚWIĘTA
18.08.2022r.
Mogą Państwo być dumni ze swojego administratora!
Oto jak piekłem sernik – zapraszam poniżej:
Zawsze staram się wspierać moją żonę w przygotowywaniu świąt. Zarówno bożonarodzeniowych jak i wielkanocnych. Robię to aktywnie lub po prostu usuwam się w rodzinny niebyt, aby nie przeszkadzać, choćby swoim widokiem. Te święta również przygotowujemy razem. Każdy robi, co może, ważne by efekty były obfite i smaczne. Tak też wczoraj uczestniczyłem aktywnie w pieczeniu sernika. Sernik, jest to ciasto pieczone z dużym dodatkiem sera. Zaznaczam to, bo się wczoraj nauczyłem podczas części teoretycznej. A było to tak: Żonka kupiła i przywiozła twaróg. Rozpakowała go i na stole pokroiła w kostki. Wyjęła robota kuchennego, poskładała go i włączyła do sieci. Opowiedziała mi o nim z czego się składa i w jaki sposób należy go obsługiwać. To tak tylko w ramach edukacji, bo cały czas stała przy mnie i nie musiałem się trudzić choćby włączaniem. Przed przystąpieniem do pracy umyłem sobie obie ręce mydłem i w ciepłej wodzie. Oczywiście na koniec powycierałem ręcznikiem, by ktoś nie pomyślał, że o spodnie. Otóż gdy już maszyna była włączona, żona podawała mi te kostki sera, a ja je wrzucałem do takiej specjalnej dziurki. Ale uwaga – tak było na początku. Proszę sobie wyobrazić, że później już samodzielnie chwytałem porcje sera i wprawnym ruchem wrzucałem do robota. I wrzuciłem tak wszystkie kilkanaście kostek. Nie obyło się też bez nieporozumień, co często się zdarza podczas pracy. Otóż gdy włożyłem palec, bo chciałem sprawdzić głębokość tego otworu w robocie, żona szarpnęła mnie za rękaw i jednym słowem skwitowała mój iloraz IQ. Oczywiście nie pozostałem dłużny i poradziłem żonce, by na następny raz kupiła sobie cichszą maszynkę. W takim huku nie chcę narażać na uszczerbek mojego wrażliwego słuchu. Nie wiem co było dalej, bo zmęczony pracą poszedłem się położyć. Ale rano w kuchni było czysto, czyli kobieta maszynkę rozebrała, wymyła i schowała…